10 czerwca – w poniedziałek, 46 osób z naszej parafii rozpoczęło pielgrzymkę do jednego z najbardziej niezwykłych miejsc w Europie, a może i na świecie. Wyruszyliśmy do Medjugorie, małego miasteczka w południowej części Bośni i Hercegowiny. Kiedy wszystkie bagaże zostały zapakowane do autokaru, a pielgrzymi zajęli miejsca, Ksiądz Proboszcz poprowadził modlitwę i polecił nam modlitwę w intencji całej naszej parafii. Z jego błogosławieństwem wyruszyliśmy w długą drogę liczącą prawie 1100 km. Po drodze pogoda nie zapowiadała się najlepiej, niemal całą noc towarzyszył nam bardzo intensywny deszcz.

We wtorkowy poranek, po 16 godzinach spędzonych w drodze dotarliśmy do Sanktuarium Matki Bożej w Verpic na Chorwacji. W grocie Matki Bożej z Lourdes odprawiliśmy Mszę świętą, w trakcie której dołączyli do nas pielgrzymi ze Słowacji, którzy tak jak my kierowali swoje kroki w stronę Medjugorie.

Według planu po Eucharystii mieliśmy mieć czas na plażowanie w Makarskiej, jednak pogoda nas do tego nie zachęcała, a prognozy na najbliższe godziny były mało optymistyczne, dlatego podjęliśmy decyzje, aby od razu udać się na nocleg w Medjugorie, tym bardziej że czekała nas odprawa na granicy Chorwacko-Bośniackiej. Podróżując po Europie zapomnieliśmy już, że czasem bywa to dość uciążliwa procedura, którą trzeba przejść, aby przedostać się do kraju spoza Unii Europejskiej i z powrotem. Kiedy dotarliśmy na nocleg, szybko zapanowała cisza w pensjonacie, bo po tylu godzinach spędzonych w autokarze, każdy marzył, żeby choć na chwilę się położyć. Po południu, kiedy zregenerowaliśmy siły, pojawiło się w naszych sercach dziwne pragnienie, aby od razu, choć tego w programie dnia nie było, pieszo udać się do kościoła w Medjugorie, i tam przywitać się z Maryją i Jej Synem – Jezusem Chrystusem. Pierwszy wieczór w Medjugorie upłyną pod znakiem integracji i zapoznania z nowymi osobami.

Środa przywitała nas pięknym słońcem. Po śniadaniu wyruszyliśmy na pierwszą wycieczkę, tym razem jako cel obraliśmy niezwykłe ze względu na swoją historię i kulturę miasto czyli Mostar. W niektórych miejscach wciąż jeszcze można zobaczyć skutki wojny domowej z lat 90-tych XX wieku. W tym starym mieście, obok siebie od wielu wieków przyjaźnie funkcjonują chrześcijanie i muzułmanie. Nie obyło się bez niespodzianki, kiedy dotarliśmy do centrum, niespodziewanie przyszła burza i odrobinę ostudziła nasze pragnienie odwiedzenia tego miejsca. Jednak pielgrzymi nie zrażając się przeciwnościami losu, szybko dotarli na słynny mostarski most, choć piękne stare kamienne uliczki po deszczu zrobiły się wyjątkowo śliskie. Schronienie znaleźliśmy w Domu Tureckim, gdzie mogliśmy zobaczyć codzienne życie mieszkańców. Nagrodą za małe niedogodności była wspaniała kawa oraz pyszne lody. Cierpliwi mogli też podziwiać śmiałków, którzy skaczą z najwyższego punktu na moście 24 metry w dół, do bardzo zimnej wody rzeki Neretwy, która przepływa przez miasteczko. Po południu sami mogliśmy popływać w tej rzece, bowiem czas wolny spędziliśmy podziwiając Wodospady Kravica. Kilku odważnych, też było w naszej grupie, wszak „Zimna woda, zdrowia doda”. Wieczorem zaś uczestniczyliśmy w Medjugorie w programie modlitewnym przy ołtarzu polowym.

Czwartek to dzień poświęcony niezwykłemu miastu. Tym razem daliśmy się zamknąć w najstarszych murach miejskich Europy, które nienaruszone stoją w tym miejscu od VIII wieku. Tym miastem jest Dubrownik. Naszym przewodnikiem była Pani Paulina i myślę, że jeśli zwiedzać to miasto to tylko z Panią Pauliną :). Barwna historia miasta, okraszona humorem i niezwykłą energią sprawiły, że od razu wszycy pokochali to miasto, a zarazem nabrali sporego dystansu do Wenecjan (to dla wtajemniczonych). Mieszkańcy tego średniowiecznego miasta mogą być dla wszystkich nauczycielami niezwykłej zręczności w dyplomacji, aby ochronić swoją rodzinę, swoją Tradycję i kulturę. Tam mieliśmy okazje skosztować chyba najlepszych lodów pod słońcem. Zakończenie zwiedzania było w porcie morskim, więc zachwyceni historią miasta, urzeczeni głębią morza, znaleźliśmy też i plaże dla siebie, aby po tych atrakcjach zakosztować słonych wód Adriatyku. Zakończeniem tego dnia była Eucharystia sprawowana w kaplicy sióstr, w pobliżu naszego pensjonatu.

Piątek to znów powrót do Chorwacji. Tym razem po przekroczeniu granicy udaliśmy się w stronę miasteczka Gradac. Gdy dotarliśmy do miasta od razu skierowaliśmy nasze kroki do portu, gdzie czekała na nas łódź, którą wypłynęliśmy na pełne morze. Tak naprawdę popłynęliśmy na wyspę Hvar. Tam w pięknym małym kościółku parafialnym pod wezwaniem św. Jerzego sprawowaliśmy Mszę świętą. Na statku zaś, kucharz okrętowy przygotował dla nas wyśmienitą rybkę. Umocnieni Najświętszą Eucharystią, z pełnymi brzuchami popłynęliśmy do brzegu, gdzie znów mieliśmy czas wolny na plażowanie i odpoczynek przed dalszą drogą.

Sobota była dniem, który rozpoczęliśmy jeszcze przed wschodem słońca. O 5 rano wyruszyliśmy pod górę Kriżevac, aby rozważając stacje Drogi Krzyżowej Pana Jezusa wejść na jej szczyt i tam pod krzyżem milenijnym złożyć nasze intencje z którymi przybyliśmy w to miejsce. Nie byliśmy sami, bardzo wielu pielgrzymów, tak jak my od samego rana przychodzi na to miejsce, aby prosić Boga o miłosierdzie dla siebie, dla swoich najbliższych i całego świata. Zdarza się, że niektórzy wędrują na szczyt boso, a po tych czasami bardzo ostrych kamieniach nie jest łatwo. Jednak zawsze w głowie zostaje myśl, że Pan Jezus miał dużo trudniej, gdy wchodził na Górę Kalwarię. Na górze uderza niezwykła cisza, nikt nie rozmawia, nie komentuje czy droga była łatwa czy też przysporzyła wiele trudności, każdy pogrążony w osobistej modlitwie i rozmyślaniu składa Bogu swoją modlitwę, swoją ofiarę, zawierzając się Bożej Opatrzności. To miejsce sprawia, że słowa modlitwy „bądź wola Twoja” brzmią w sercu szczególnie. Po powrocie do pensjonatu, po śniadaniu i chwili wytchnienia pojechaliśmy dalej. Odwiedziliśmy kościół, przez miejscowych nazywany „Bośniackim Notre Dame”, czyli kościół franciszkański w Sirokim Brijegu. Tam po wojnie, komuniści zamordowali 34 franciszkanów, którzy na tych terenach szerzyli wiarę i byli nauczycielami życia. Dla mieszkańców, którzy przez kilka wieków byli pod panowaniem osmańskim i udało się obronić wiarę, to właśnie to wydarzenie zmieniło wszystko. Zrozumieli jak wielkim darem jest kapłan, sakramenty i Wspólnota Kościoła. Pani przewodnik powiedziała nam, że po tych wydarzeniach, kiedy przyszedł ranek następnego dnia, to najtrudniejsza była wszechogarniająca cisza. Eucharystię tego dnia sprawowaliśmy w kościele w Tichalinie, gdzie znajduje się figura Matki Bożej, która stała się pierwowzorem wizerunku Pani z Medjugorie. Podczas Mszy świętej małżeństwa, które były z nami obecne odnowiły przysięgę małżeńską.

Dzień Pański jeszcze przed śniadaniem rozpoczęliśmy od wejścia na Górę Objawień. Tam rozważając tajemnice różańcowe dotarliśmy do miejsca objawień Niepokalanej. Ustawiono tam marmurowy pomnik Maryi ofiarowany przez pielgrzyma z Korei, którego rodzina otrzymała łaskę uzdrowienia modląc się w tym miejscu. Góra Podbrdo to przypomnienie, że ludzkość potrzebuje pokoju i o ten pokój nieustannie ma się modlić, to wezwanie Maryi, Królowej Pokoju. Niedzielną Eucharystię sprawowaliśmy w „Wiosce Matczynej”, która została założona przez Ojca Slavko Barbarić, który był duchowym opiekunem widzących, a była odpowiedzią na tragedie sierót wojennych, które straciły swoich rodziców. Po Mszy świętej udaliśmy do kościoła św. Jakuba w Medjugorie, gdzie Pani Ela, nasza gospodyni, opowiedziała nam o tym niezwykłym miejscu. Zarysowała nam też trochę szerszy kontekst, wydarzeń, które miały miejsce jeszcze na długo przed Objawieniami. Na przykład dlaczego w takiej maleńkiej wiosce, liczącej około 4 tyś. mieszkańców powstał tak wielki kościół. Popołudnie, każdy miał do własnej dyspozycji, ale znów wieczorem niemal wszyscy zameldowali się na modlitwie różańcowej przy ołtarzu polowym. Każdy nasz wieczór kończyliśmy wspólnym Apelem Jasnogórskim i modlitwą za tych, którzy pozostali w domu i całą naszą parafię.

Szybko nadszedł poniedziałek, te kilka intensywnych dni minęło ekspresowo. Trzeba było się pożegnać z tym miejscem, ale nie z Maryją, która przecież nieustannie nam towarzyszy na drogach życia. Ostatnie spojrzenie na wieże kościoła w Medjugorie i refleksja, czy jeszcze tu przybędziemy. Na pewno każdy z nas choć na chwilę odzyskał spokój serca, bo o tym w objawieniach mówi Matka Boża. Rzeczywiście to miejsce wypełnia pokojem i spokojem. Pozwala nabrać dystansu do tego co na co dzień. Nie bez powodu Medjugorie nazywane jest „konfesjonałem świata”, a to przecież w spowiedzi świętej człowiek może odnaleźć pokój w swoim życiu. Kiedy opuściliśmy już Bośnię i Hercegowinę, pojechaliśmy jeszcze do Splitu, tam było nam dane spotkać wielkiego cesarza Dioklecjana, który był jednym z najokrutniejszych prześladowców chrześcijan pierwszych wieków. Ciekawe, że miejsce pochówku imperatora, stało się miejscem czci i kultu św. Duje, który zginął z rozkazu cesarza. Ostatnim odwiedzonym miejscem było piękne, usytuowane na wyspie miasteczko Trogir. Stamtąd w godzinach wieczornych udaliśmy się do Polski.

Ostatnim wspólnym punktem naszego pielgrzymowania była Eucharystia sprawowana już w domu, czyli w naszym kościele parafialnym. Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. A już najlepiej właśnie u Mamy, przed obrazem Królowej Polski w Brzezince.

Dziękujemy wszystkim, którzy wzięli udział w pielgrzymce do Medjugorie. Dziękujemy za modlitwę, szczególnie za nas kapłanów. Darem pielgrzymów dla całej naszej parafii jest kapłańska stuła, przedstawiająca Jezusa Chrystusa – Dobrego Pasterza i Jego Matkę Maryję – wizerunek z Medjugorie. Już dziś zapraszamy na kolejny wyjazd. Szczęść Boże!